Przed lekturą tego tekstu polecam zapoznać się z wcześniejszym postem o rozwoju doktryny.

Czyściec jest jedną z kwestii spornych pomiędzy katolikami a niektórymi innymi odłamami chrześcijaństwa. Można się czasem natknąć na zarzuty, że Kościół wymyślił sobie czyściec. Skąd więc on się wziął?

Jeśli zadamy sobie chwalebny trud przeczytania Starego Testamentu, zobaczymy, że nie ma tam sformułowanej precyzyjnej nauki o losach człowieka po śmierci. W starszych księgach nie ma mowy nawet o zmartwychwstaniu. Po śmierci człowiek trafia do Otchłani (Szeolu, Hadesu), która jest bliżej nieokreśloną krainą umarłych. Trafiają tam wszyscy, źli i dobrzy, wielcy i mali. Z takim poglądem pojawia się problem pewnej niesprawiedliwości. Dlaczego źli i dobrzy mają po śmierci mieć taki sam los? Rozwiązaniem okazuje się idea zmartwychwstania, która pojawia się w młodszych księgach, choć nadal bez wielkich szczegółów. 2 Mch 7 mówi już o zmartwychwstaniu do życia wiecznego, ale nie precyzuje, czy będzie ono czymś więcej niż ulepszoną wersją obecnego życia. Z Ewangelii możemy się dowiedzieć, że choć zmartwychwstanie wydaje się dosyć rozpowszechnionym poglądem, to są wierzący żydzi, którzy nie uznają zmartwychwstania (saduceusze).


Dokładniejszą naukę o sprawach ostatecznych możemy poznać ze słów Jezusa zapisanych w Ewangelii. To od niego dowiadujemy się, że w samej Otchłani jedni są na łonie Abrahama, a inni cierpią męki. Od niego dowiadujemy się też niektórych szczegółów Sądu Ostatecznego, zmartwychwstania życia i zmartwychwstania potępienia. Na tej podstawie Kościół Katolicki uczy, że ostateczną rzeczywistością człowieka może być tylko piekło lub niebo. Skąd więc bierze się czyściec?

Złośliwi twierdzą, że Kościół wymyślił go sobie na Soborze Trydenckim w odpowiedzi na reformację. Tak naprawdę został zdefiniowany na Soborze Florenckim około 100 lat wcześniej (1438). Oczywiście nie oznacza to, że wiara w czyściec nie była wcześniej powszechnie obecna w kościele, o czym możemy się przekonać z tytułu II części „Boskiej Komedii” Dantego. Sama nazwa czyśćca (łac. purgatorium) pochodzi wg Wikipedii z XII w. A co było wcześniej?

Żeby na to odpowiedzieć, najpierw zauważmy, że niebo jest wiecznym szczęściem. Piekło, wieczną męką. Pytanie brzmi, czy po śmierci można odbyć karę, która się kiedyś skończy? Taki stan przejściowy, to z grubsza to, co nazywamy czyśćcem. I choć nazwa powstała dużo później, to Kościół już od najwcześniejszych lat przyjmował taką możliwość. Katechizm Kościoła Katolickiego w artykułach o czyśćcu (tutaj, 1030-1032) cytuje św. Grzegorza Wielkiego (VI/VII w.) i św. Jana Chryzostoma (IV/V w.). Rzut oka na te cytaty pokazuje, że wiara w czyściec opiera się na dwóch filarach.

Pierwszym z tych filarów jest praktyka modlitwy za zmarłych. Ci, którzy są w niebie nie potrzebują naszych modlitw, bo już są u celu. Tym, którzy są w piekle, nie można już pomóc. Gdyby nie było nic więcej, to po co byłaby modlitwa za zmarłych? A jednak jest ona obecna już od początku chrześcijaństwa (np. opis męczeństwa śwśw. Perpetuy i Felicyty – wizja Dinokratesa), a nawet jeszcze w Starym Testamencie (2 Mch 38-45). Modlitwa za zmarłych jest wyznaniem wiary w czyściec lub coś podobnego.

Drugim filarem jest sam fakt kary pośmiertnej, która się kończy. Mówi o tym kilka tekstów z Nowego Testamentu, z których przytoczę trzy:

I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu. (Mt 18,34-35)

I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień.
1 Kor 3,12-15

Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym.
Mt 12,32

Ostatni cytat sugeruje, że są takie winy, które zostaną odpuszczone w „przyszłym wieku”.

Chociaż zasadniczym znaczeniem czyśćca jest doświadczenie kary doczesnej (a więc mającej koniec), to warto w tym miejscu wspomnieć kilka innych cech poza skończonością, które katolicy przypisują czyśćcowi. Po pierwsze dusze czyśćcowe mają pewność, że trafią do nieba. Czyściec jest czymś innym niż piekło. Stan piekła można przyrównać do dziecka, które obraziło się na kolegów. Nudzi się gdzieś z boku i widzi jak oni dobrze się bawią, ale gdyby ktokolwiek mu zaproponował, żeby do nich dołączyć, to odrzuci taką propozycję ze złością. Do czyśćca trafiają ci, którzy nie odrzucili Boga, ale nie są jeszcze gotowi na spotkanie z Nim.

Po drugie, będąc jednocześnie szczęśliwymi z powodu pewności zbawienia dusze w czyśćcu poważnie cierpią. Już sam obraz ognia sugeruje, że nie jest to stan, w którym chcielibyśmy się znaleźć (warto pamiętać, że naszym powołaniem jest niebo), a potwierdzają to liczne objawienia prywatne (w które oczywiście katolik nie ma obowiązku wierzyć), jak choćby to opisane we wspomnianym wcześniej opisie wizji Dinokratesa, ale też np. w Dzienniczku św. siostry Faustyny. Przy cierpieniach czyśćcowych chwilę się zatrzymajmy.

Dlaczego Bóg pozwala cierpieć ludziom już zbawionym? Czy czasem Chrystus nie wziął tego wszystkiego na siebie? Przede wszystkim trzeba zauważyć, że grzech pociąga za sobą zarówno winę, jak i karę. To nie jest to samo. Karą są konsekwencje grzechu. Jeśli dziecko grając w piłkę wybije sąsiadowi okno, to sąsiad będzie na nie zły. Jeśli dziecko przeprosi, to sąsiad może przestać się gniewać, ale szyba nadal jest wybita. No i trzeba to naprawić (to będzie ta kara). Dziecko raczej nie ma jak pokryć szkód. Zrobią to rodzice, ale mogą (choć nie muszą) płacąc 500 zł potrącić 5 zł z kieszonkowego dziecka (lub inaczej je ukarać). Nie dlatego, że to wiele zmieni, ale będzie dla dziecka dobrze, jeśli poniesie choć symboliczną odpowiedzialność za swoje czyny. Karę biorą na siebie rodzice (jak Chrystus), ale my możemy w niej uczestniczyć, choć jego ofiara w zupełności wystarczy.

Ktoś może powiedzieć, że ta analogia bardziej pasuje do cierpień za życia, bo jeśli odpowiednio przeżyte, to mogą nas wychować. Ale czy jest sens nas wychowywać w ten sposób jeszcze po śmierci? Na to pytanie nie do końca umiem odpowiedzieć, ale warto tu zauważyć jeszcze jedną rzecz, która jest tu kluczowa. Karę możemy przyjmować dobrowolnie i często to robimy. Jeśli sami rozbilibyśmy komuś okno, to zachowując elementarną uczciwość chcielibyśmy naprawić szkodę. Po zrobieniu czegoś złego czujemy wyrzuty sumienia i nasza własna sprawiedliwość domaga się kary. Dotyczy to czasem całkiem błahych rzeczy, ale też może być tak, że ktoś zrobił bardzo złe rzeczy i nagle sobie to uświadamia. Jeśli po prostu ujdzie mu to płazem, to poczucie winy może nie dać mu spokoju. Być może nie da się już naprawić szkód, które wyrządził, ale poddanie się karze może przynieść oczyszczenie (przykładem może być film „Norymberga” Wojciecha Tomczyka). Chęć odbycia kary będzie tym większa, im lepiej rozumie się zło, które się popełniło i im większe jest poczucie sprawiedliwości oraz im bardziej przezwycięży się wszelakie mechanizmy obronne samousprawiedliwiania się. To wszystko może sprawić, że kiedy człowiek w chwili śmierci stanie w prawdzie o sobie, nie będzie w stanie natychmiast przyjąć owoców odkupienia.

Jest w tym wszystkim jeszcze jedna kwestia. Konsekwencje grzechu potrafią się długo ciągnąć w świecie. Może być tak, że sąsiad po utracie szyby w oknie przez jakiś czas będzie zły albo się przeziębi. Jak będzie zły, może potem z kolei kogoś źle potraktować itd. Szyba może być dawno wstawiona na nowo, ale wirus przeziębienia będzie dalej przekazywany. Może w końcu konsekwencje tego jednego wydarzenia przestaną się dalej propagować, ale może też urosną (np. ktoś dostanie powikłań po przeziębieniu, źle potraktowana przez zdenerwowanego sąsiada osoba wpadnie w depresję itp.). Myślę, że uprawniona będzie z mojej strony spekulacja (ale traktuję to jak „educatet guess”), że oglądanie coraz dalszych złych konsekwencji swoich działań może być jedną z istotnych składowych mąk czyśćcowych.

Ostatnią cechą charakterystyczną katolickiego czyśćca, o której chcę tu wspomnieć, jest to, że możemy (a nawet powinniśmy) pomagać tym, którzy są w tym stanie. Jak? Oczywiście przez modlitwę, zyskiwanie odpustów za zmarłych, post, jałmużnę, uczynki miłosierdzia. Jak takie rzeczy im mają pomóc? Wydaje mi się, że to jest moment, w którym trzeba pogodzić się, że Bóg robi to po prostu tylko sobie znanymi sposobami i nie liczyć na to, że znajdziemy całkowicie jasny dla nas ciąg przyczynowo skutkowy. Jednak w tym konkretnym przypadku wydaje mi się, że jeśli rzeczywiście czyściec miałby w jakiejś części polegać na oglądaniu konsekwencji swoich grzechów, to nasze działania mogą po prostu te konsekwencje wyciszyć i pozwolić, żeby Bóg zło przemienił w dobro (z naszym udziałem). Jeśli więc ktoś nam wybije okno, możemy powstrzymać złość. Jeśli ktoś bez powodu będzie dla nas niemiły, możemy sami starać się zachować uprzejmość względem niego. W ten sposób na nas zatrzyma się to domino zła.

Warto tutaj podkreślić kolejny sposób pomagania zmarłym, o którym się za dużo nie mówi, więc specjalnie poświęcę mu osobny akapit. Zgodnie z przysłowiem o zmarłym mówi się dobrze albo wcale. Jednym ze sposobów rozprzestrzeniania się zła i dobra w świecie jest sama wieść o nich. Dobry przykład nas buduje, a zły gorszy. W ten sposób miłosierdziem względem zmarłego będzie pielęgnowanie dobrej pamięci o nim. I oczywiście nie chodzi tu o to, żeby przekłamywać historię. Jeśli ktoś pił na umór, ale świetnie opowiadał różne historie, to nie należy robić z niego abstynenta, ale inaczej brzmi „był alkoholikiem i po pijaku opowiadał niestworzone historie”, a inaczej „nikt tak nie potrafił opowiadać jak wujek, a szczególnie po kieliszku”. Podczas czytania „Boskiej Komedii” można zwrócić uwagę, jak różne postaci proszą Dantego właśnie o przypomnienie ich światu.

Starajmy się pomóc duszom cierpiącym w czyśćcu, bo bardzo cierpią, a środki pomocy mamy na wyciągnięcie ręki. Módlmy się za nie, zdobywajmy odpusty, pokutujmy, ale nie zapominajmy o rozszerzaniu dobrej pamięci o nich. A sami starajmy się o to, żeby nie musieć zatrzymywać się w czyśćcu po drodze do nieba.

Subscribe
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

0 Komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments