Jakiś czas temu pisałem o grzechach języka, a w szczególności o obmowie. Chciałem tam podkreślić konieczność powściągliwości w mówieniu o cudzych wadach i grzechach. Z drugiej strony, nie oznacza to, że powinniśmy być na nie obojętni. „Grzeszących upominać”, „nieumiejętnych pouczać”, „wątpiącym dobrze radzić” to trzy pierwsze uczynki miłosierdzia względem duszy. Nie chodzi więc o to, aby zawsze milczeć, ale żeby mówić tylko wtedy, kiedy trzeba, i tak jak trzeba. Jak się do tego zabrać?

Czasem mówi się o konstruktywnej krytyce, która jest potrzebna, w odróżnieniu od krytyki, która taka nie jest. Co więc cechuje taką konstruktywną krytykę? Wyszukując „konstruktywna krytyka definicja” można znaleźć wiele jej opisów. Wikipedia mówi krótko o tym, że taka krytyka podaje jednocześnie sposób zaradzenia problemowi. Moim zdaniem, nie jest to cecha przesądzająca o tym, czy krytyka jest dobra, czy zła, choć oczywiście jest to ważne kryterium. Kolejne wyniki podają bardziej rozbudowane opisy, np. tutaj. Uważam, że świat byłby zdecydowanie lepszy, gdybyśmy potrafili krytykować się w sposób podany w tym linku (polecam poczytać), ale wydaje mi się, że nawet ten opis nie jest w stu procentach adekwatny. To prawda, że powinniśmy unikać przy krytyce ogólników, stosować ją prywatnie, a nie publicznie itp. Jednak z drugiej strony, czytając Pismo Święte możemy zobaczyć np. coś takiego:

A gdy widział, że przychodzi do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: «Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym».
Mt 3, 7-12

Widać, że Jan Chrzciciel nie czytał poradników o konstruktywnej krytyce. Nie oznacza to jednak, że jego słowa były złe. Gdybym miał określić, co sprawia, że nasza krytyka jest dobra lub zła, to podałbym dwa ogólne warunki: miłość i roztropność. Po pierwsze i najważniejsze, musimy szczerze chcieć dobra osoby, którą zamierzamy skrytykować. Nie chodzi tutaj koniecznie o jakieś uczucie sympatii. Pod względem samych uczuć, taka osoba może być nam obojętna lub możemy czuć do niej niechęć. Ważne jednak, żeby nasza krytyka była podyktowana autentycznym dobrem tej osoby. Pod tym względem musi nam na niej choć odrobinę zależeć.

Może się wydawać, że ten warunek jest czysto subiektywny i można się bez niego obejść, ale tak naprawdę to, że upominamy kogoś z życzliwością jest nawet ważniejsze od konkretnego sposobu wyrażenia tego, czy dobranych słów. Wydaje mi się, że na piśmie brzmi to trochę nieprzekonująco, ale w praktyce stosunkowo łatwo zauważamy różnicę. Zależnie od okoliczności, te same słowa wypowiadane do nas mogą być dla nas miłe lub nas obrazić. Można nawet pieszczotliwie użyć negatywnie nacechowanych słów, ale można też użyć pochwał obelżywie. Znamy to z codziennego życia i dość dobrze odczytujemy intencje, które kryją się za czyimiś słowami, choć nie zawsze bezbłędnie (szczególnie w internecie, kiedy nie widzimy drugiej osoby). I choć samo znaczenie słów również jest ważne, jednak ich odbiór bardzo zależy od tego, czy uważamy daną osobę za życzliwą, czy wręcz przeciwnie.

Oczywiście nie chodzi tylko o to, jak ktoś nas odbiera, bo to nie zależy jedynie od naszych chęci, ale też od tej drugiej osoby. Ważniejsze jest to, że jeśli autentycznie chcemy dobra drugiej osoby, to nasze myślenie będzie zupełnie inne, niż gdybyśmy skrytykować ją z innego powodu, co przekłada się na nasz sposób postępowania. Jeśli ktoś nas czymś zdenerwuje, to jeśli nie zależy nam na tej osobie, to możemy albo jej zwymyślać, albo już na spokojnie przekazać, co nas zdenerwowało. Jednak tak długo, jak nie zależy nam na tej osobie, będzie nam zależało raczej na tym, żeby usunąć czynnik drażniący. Po prostu zwykłe odsunięcie się od takiej osoby będziemy uważać za dobre rozwiązanie. Jeśli jedynie nie chcemy być denerwowani przez jakąś osobę, to wystarczy się z nią nie spotykać. Jeśli jednak choć trochę nam zależy na tej osobie, to naszym priorytetem nie będzie wyeliminowanie naszego dyskomfortu, ale znalezienie sposobu, jak można z tą osobą się dogadać. Wtedy ewentualna krytyka, czy upomnienie będzie wyglądać zupełnie inaczej, bo będzie nam zależało na tym, żeby między nami było lepiej.

Innym przykładem może być ktoś, kto widzi, że inna osoba źle wykonuje swoje zadanie. Jeśli zależy mu tylko na tym zadaniu, to może dojść do wniosku, że po prostu trzeba to zadanie powierzyć komuś innemu. Wtedy nie będzie specjalnie zaangażowany w to, żeby pomóc tej osobie właściwie wykonać swoje zadanie, o ile znajdzie sposób na zmianę wykonawcy, np. zrobi to osobiście. Jeśli za to zależy mu na tej osobie, to często zaangażuje się w pomoc jej nawet wtedy, jeśli samodzielnie może to zadanie wykonać szybciej i lepiej. Podobnie w przypadku gdy widzimy, że ktoś łamie jakąś ważną dla nas normę. Jeśli chodzi nam tylko o tę normę, to możemy go po prostu pouczyć, upomnieć, ukarać itp. Jeśli jednak zależy nam na tej osobie, to będziemy raczej myśleć jak skłonić tę osobę do tego, żeby sama z siebie również szanowała tę normę i choć może również przyjdzie nam tę osobę pouczyć, upomnieć, lub ukarać, to jednak zrobimy to w inny sposób, niż gdybyśmy cenili jedynie samą normę. Nawet sam gniew jest inny, zwierzęcy, gdy widzimy jak ktoś zagraża czemuś dla nas ważnemu, a inny, boski, gdy nie możemy znieść jak droga nam osoba szkodzi sobie samej.

Właściwy cel upomnienia możemy też znaleźć w Ewangelii:

Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!
Mt 18, 15-17

Oto co nam polecił Jezus. Warto dobrze przemyśleć te słowa. Od razu widzimy, że celem upomnienia ma być „pozyskanie swego brata”. O co cenniejszego miałoby chodzić w upominaniu, niż o człowieka? Tak też działał sam Chrystus, tak działa Bóg i to widzimy w napomnieniach obecnych w całej Biblii, choć często bywają ostre i głoszone publicznie. Wiemy jednak, że nawet pod ostrymi słowami kryje się troska Boga o człowieka. On nas karci, ale nie odrzuca, nie rezygnuje z nas. Wie jednak, że niektórzy do nawrócenia potrzebują łagodnego „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” (J 8, 11), np. gdy aż za dobrze znają swój grzech i myślą, że już nie ma dla nich ratunku, a z kolei inni tak mocno wierzą we własną prawość, że muszą usłyszeć „Plemię żmijowe!”.

Dochodzimy w ten sposób do drugiego warunku, czyli do roztropności. Choć uważam, że pierwszy jest ważniejszy, że nie warto brać się za jakąkolwiek krytykę, jeśli nie chcesz „pozyskać swego brata”, to jednak działając pochopnie można wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Tutaj właśnie wchodzą rady, które można znaleźć w internecie na temat konstruktywnej krytyki, ale równie ważna jest znajomość tego, z kim zamierzamy rozmawiać, aby odpowiednio do jego charakteru dobrać strategię.

Warto przy tym trzymać się instrukcji, którą zostawił nam Jezus. Na początku powinniśmy iść bezpośrednio do osoby, która zgrzeszyła i upomnieć ją na osobności. Nikt nie lubi być publicznie krytykowany. Rozmowa w cztery oczy sprzyja temu, żeby osoba, którą upominamy, nie zareagowała gniewem, ale zobaczyła, że upominamy ją dlatego, że nam na niej zależy. Ważne jest też to, że takie postępowanie jest dokładnym przeciwieństwem obmowy. Kiedy ktoś nam podpadnie, mamy jakąś naturalną chęć do skarżenia się na tą osobę wszystkim i jednocześnie naturalną niechęć do spotkania z tym, kto nas zdenerwował. Cała sztuka polega na tym, żeby przezwyciężyć te skłonności.

Jeśli to nam się nie powiedzie, mamy poprosić inne osoby o pomoc. Może być tak, że ktoś nie przyjmie upomnienia, traktując je jako jedynie nasze widzimisię. Wzięcie dodatkowych ludzi może pokazać, że z zachowaniem tej osoby rzeczywiście jest coś nie tak. Ci ludzie również powinni mieć na celu dobro osoby upominanej. Mogą też nie być wiarygodni, jeśli będą naszymi zwyczajowymi stronnikami w konfliktach z innymi ludźmi. Te dodatkowe osoby mogą też nam samym uświadomić, że to my byliśmy w błędzie (podobnie jak Kościół w następnym etapie).

W końcu jeśli taka osoba postanowi pozostać przy swoim grzechu, mamy donieść o tym Kościołowi, który swoim autorytetem może pomóc tej osobie stwierdzić, że rzeczywiście jej zachowanie jest niedopuszczalne. W tej sytuacji, jeśli taka osoba nadal będzie trwała w grzechu, to znaczy, że wybiera go już z całą świadomością i staje się publicznym grzesznikiem, który z własnej woli zrywa z Kościołem. Dzięki temu nie może się oszukiwać, że wszystko jest w porządku. Nie znaczy to, że mamy go traktować jakby był stracony, ale musimy brać też pod uwagę dobro innych osób, które mogą potrzebować przed nim ostrzeżenia.

Wydaje mi się, że w tym ostatnim kroku może się kryć pole do wielu nadużyć. Ktoś może to uznać za przyzwolenie do tego, żeby publicznie rozpowiadać czyjeś grzechy, co chętnie zrobi pomijając nawet pierwsze dwa kroki. Dlatego tak ważne jest to, żeby cały czas mieć na uwadze dobro drugiej osoby. Zauważmy też, że nie chodzi o to, żeby rozpowiadać o tym publicznie, w internecie itp. Jest napisane jedynie „donieś Kościołowi”. W czasie, kiedy spisywano Nowy Testament „Kościoły” w różnych miastach były lokalnymi wspólnotami (a w czasach Jezusa mówilibyśmy o gronie Jego uczniów) na tyle małymi, że wszyscy się nawzajem znali. Takie małe parafie. W takiej sytuacji rzeczywiście istniało niebezpieczeństwo, że zatwardziały grzesznik może sprowadzić wspólnotę na złą drogę i trzeba było wyraźnie stwierdzić, że jego zachowanie nie może być tolerowane. W naszych czasach Kościół rozrósł się na tyle, że ciężko mi powiedzieć co dokładnie powinniśmy zrobić w tym kroku. Jeśli jesteśmy w jakiejś wspólnocie, to pewnie moglibyśmy porozmawiać z naszym duszpasterzem, czy przełożonym. Jeśli nie, to dobrze by było znaleźć kogoś, kto ma autorytet, żeby osądzić sprawę w imieniu Kościoła i w przypadku trwania w grzechu ostrzec tych, których to może dotyczyć, ale nikogo więcej.

Nawet w takich sytuacjach warto mieć w pamięci, że potępiamy grzech, a nie grzesznika, a więc potępienie dotyka grzesznika tylko o tyle, o ile trzyma się on grzechu, czy z nim utożsamia. Niby wszyscy to wiedzą, ale wydaje mi się, że powszechnie widać wszelkie możliwe wypaczenia tej frazy. Ze strony potępiających możemy mieć potępianie grzesznika razem z grzechem, szczególnie gdy chodzi o coś, na co jesteśmy szczególnie wrażliwi, np. gwałt. Może być też niechęć do jakiejkolwiek krytyki grzechu i wybielanie go, bo utożsamia się to z atakiem na człowieka, który ten grzech popełnił, a nie wolno potępiać grzesznika. Od strony grzesznika mamy te same błędy. Może interpretować krytykę grzechu jako atak na siebie. Może też interpretować brak potępienia swojej osoby jako zezwolenie na grzech. Wszystkie te błędy bazują na tym, że w praktyce ciężko nam odróżnić krytykę jakiegoś zachowania od krytyki osoby tak się zachowującej, a przecież nawet Chrystus potępiał cudzołóstwo, ale przebywał z cudzołożnikami.

Może nam się wydawać, że jeśli ktoś grzeszy, to potępienie słusznie mu się należy. Może i tak by było, ale kto miałby go potępić? My sami, którzy tak samo grzeszymy? Gdyby grzech miał od razu skutkować potępieniem, to wszyscy mielibyśmy przechlapane. W naszym najlepszym interesie jest to, żeby starać się usprawiedliwić grzeszników. Ciekawe jest to, że Bóg, który sam jest sprawiedliwy, jest tym, który nas usprawiedliwia i zbawia, a szatan, najgorszy złoczyńca, jest naszym oskarżycielem. Dlatego też kiedy jesteśmy skorzy do oskarżania innych (nawet słusznego) za ich grzechy, to naśladujemy szatana, a przebaczając, naśladujemy Boga. Dlatego powinniśmy uważać i nie krytykować innych bez potrzeby, szczególnie gdy ta krytyka jest skierowana do innych ludzi.

Często jednak problemem jest to, że nie podejmujemy się konstruktywnej krytyki, upominania, czy dawania rady wtedy, kiedy byłoby to wskazane. Być może dlatego, że nie chcemy się wtrącać w cudze życie, a może po prostu brakuje nam odwagi. Czy nie możemy po prostu znosić zachowania, które nam nie pasuje, lub które jest złe? Przecież gdy ktoś nie jest świadomy, że robi coś złego, to nie ma grzechu.

Warto zauważyć jeszcze raz, że Kościół kwalifikuje upomnienie i rady jako uczynki miłosierdzia. Jest to sposób wyświadczenia dobra drugiej osobie, więc nie powinniśmy zbyt łatwo z tego zrezygnować, choć może nast to trochę kosztować. Upomnienie może otworzyć komuś oczy na to, że jego sposób postępowania jest zły. Jeśli wcześniej tego nie wiedział, to co prawda nie grzeszył, ale jednak nadal dokonywało się przez niego coś złego, z czego nie mógł się poprawić, bo nawet o tym nie wiedział. Niechcący był źródłem zła, czego w przyszłości może bardzo żałować. Jeśli mu o tym nie powiemy, to możemy sami stać się za nie odpowiedzialni.

A gdy upłynęło siedem dni, Pan skierował do mnie to słowo: «Synu człowieczy, ustanowiłem cię stróżem nad pokoleniami izraelskimi. Gdy usłyszysz słowo z ust moich, upomnisz ich w moim imieniu. Jeśli powiem bezbożnemu: „Z pewnością umrzesz”, a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie.
Ez 3, 16-19

Jeśli nawet taka osoba zdaje sobie sprawę ze swoich błędów, to upomnienie może pomóc jej się zmotywować do zmiany. Z własnego doświadczenia wiem, że czasem dopiero to, że ktoś dostrzeże moje błędy daje mi powód do tego, żeby nad nimi pracować. Poza tym, jeśli jest to osoba, o której życzliwości jestem przekonany, to odbieram to jako wsparcie.

Nie ma się też co bać, że błąd, który widzimy u bliźniego, nie jest prawdziwym błędem, tylko cechą, która się nam nie podoba i nie chcemy komuś ustawiać życia po naszemu. „Nie powinieneś się spóźniać” wydaje się być czymś uzasadnionym, ale „nie lubię twojego czarnego humoru” jest trudniejsze do oceny. Oczywiście zdarza się, że ktoś po prostu chce, żeby ludzie zachowywali się tak, jak mu się podoba. Bardzo dobrze, że nie chcemy tego robić, szczególnie jeśli mamy do tego skłonność. Nie jest to jednak powód do tego, żeby rezygnować z dawania rad czy konstruktywnej krytyki, a jedynie się przygotować, że taka osoba może uznać, że nie mamy racji i nas nie posłuchać. To aż takie proste. Każdy ma swój rozum. Wydaje mi się, że paradoksalnie ten powód unikania pouczania innych może być podszyty naszą pychą, bo zachowujemy się tak, jakbyśmy rzeczywiście mieli taką władzę nad innymi, że jak coś im powiemy, to oni muszą posłuchać i jak się mylimy, to oni za tym ślepo pójdą albo właśnie boimy się, że to będzie jakąś ujmą dla nas, jeśli nas nie posłuchają. Dopóki myślałem w ten sposób, bałem się pisać, żeby nie wpajać ludziom błędów, które prędzej czy później popełnię. Ta strona powstała tylko dlatego, że wierzę, iż mój drogi Czytelniku poddajesz moje teksty pod swoje własne rozeznanie i jeśli nawet popełnię błąd, który Ty ode mnie przejmiesz, to przynajmniej będziesz za to współodpowiedzialny. 🙂

Może być i tak, że jedynie z powodu naszego przewrażliwienia na tym punkcie ktoś rzeczywiście zrezygnuje ze wspomnianego czarnego humoru lub innej rzeczy, która być może nie była zła. Również wtedy nie musi to być nic złego. Ktoś może świadomie zrezygnować z tego ze względu na nas. Nam wtedy jest głupio, bo czujemy się niezręcznie, gdy dostajemy coś za darmo, co nam się nie należało, ale to po prostu znaczy, że temu komuś również na nas zależy. Wiemy przecież, że niezależnie od tego, czy coś jest obiektywnie złe, czy dobre, możemy coś lubić lub może nas to denerwować. Jeśli więc ktoś zachowuje się w sposób, który nam po prostu nie pasuje, możemy albo starać się to tolerować, albo powiedzieć o tym tej osobie, albo jej unikać. Jeśli nam zależy na tej osobie, to powinniśmy nie doprowadzać do trzeciej opcji. Obstawanie jednak przy pierwszej może być kłopotliwe na dłuższą metę i może nam obrzydzić tę osobę. W takiej sytuacji, choć czujemy, że nie mamy obiektywnego uzasadnienia, warto porozmawiać z tą osobą właśnie ze względu na to, że jest ona dla nas ważna i być może ona zmieni coś ze swojego zachowania z tego samego powodu. Może zrobi to z chęcią. Może to nie będzie dla niej nic wielkiego. Może będzie to ją sporo kosztowało, ale mimo wszystko to zrobi i będziemy musieli umieć to przyjąć (chyba tego się najbardziej boimy). A może się nie zgodzi i nie będziemy się mogli o to obrażać. Tak czy inaczej, takie „nieuprawnione upomnienie”, jeśli nie będzie roszczeniowe, może pomóc zbudować więź z drugą osobą. To nie jest nic złego, że wzajemnie na siebie wpływamy. Moim zdaniem, to nawet bardzo dobrze. Jest w tym coś pięknego, że patrząc na siebie mogę zauważyć, że to zachowanie mam od kogoś, a tamto od kogoś innego.

Na koniec warto zauważyć, że możemy nie chcieć kogoś upominać, bo może na to zareagować złością. Tutaj znowu trzeba się odwołać do naszej roztropności. Jeśli znamy jakąś osobę i wiemy, że nasze upomnienie nie przyniesie niczego dobrego, to rzeczywiście lepiej się od niego powstrzymać. W końcu naszym celem ma być dobro tej osoby, a nie odhaczenie uczynku miłosierdzia. Decydować powinien jednak nie nasz strach o bycie obiektem gniewu, czy o to, żeby kogoś nie urazić. Jeśli ktoś traktuje każdą krytykę jako atak, to jest to jego błąd. Rozstrzygające powinno być to, czy rzeczywiście upomnienie i jego konkretny sposób wykonania będzie dla tej osoby dobre. A jeśli pomylimy się w ocenie, to być może sami zostaniemy pouczeni.

Subscribe
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

0 Komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments