
Cnota wiary ma to do siebie, że pozwala między innymi na to, żeby inaczej patrzeć na rzeczy, które są wokół nas. Pozwala na pewien osąd świata i dostarcza jakiejś hierarchii wartości. Wydaje mi się, że często testem naszej wiary jest gotowość do działania zgodnie z tym osądem, o czym częściowo już pisałem. Mając na uwadze to, o czym planuję pisać w przyszłości oraz właśnie ciągle rzucający mi się w oczy problem tego, że wiele ważnych z punktu widzenia wiary spraw jest lekceważonych wśród nas, wierzących (m. in.. grzechy języka), chciałbym się zastanowić, dlaczego tak się dzieje, że ważność niektórych rzeczy do nas nie przemawia. Co (według mnie) sprawia, że jedne rzeczy są dla nas ważniejsze niż inne?
Wydaje mi się, że sposób, w jaki uznajemy coś na ważne można podzielić według dwóch kryteriów. Po pierwsze, ze względu na rozumność naszego osądu, a po drugie, ze względu na to, czy oceniamy bezwzględną, czy względną wartość. Przyjrzenie się obu tym podziałom powinno pomóc nam zrozumieć, dlaczego możemy np. uznać coś za ważne, a jednocześnie traktować to, jakby takie nie było.
Zacznijmy od pierwszego podziału. Chodzi w nim o to, że nasze osądy mogą być instynktowne lub rozumne.* Kiedy odróżniam sądy instynktowne od rozumnych, nie oceniam ich od razu jako gorsze. Chodzi o to, że są one irracjonalne, ale nie głupie, bezsensowne, czy błędne. Irracjonalne w takim sensie, że odbywają się one bez udziału naszej świadomości. W przypadku instynktownego osądu nie musimy się zastanawiać jak ważna jest jakaś rzecz. Po prostu to czujemy. Mówią nam o tym m. in.. stres, nasze emocje (lub ich brak), które pojawiają, gdy myślimy o danej rzeczy. Mogą to być też jakieś przyzwyczajenia, że jedną rzecz traktujemy jako ważną, a inną nie. Ich źródłem może być po prostu nasze ciało, geny, wychowanie, kultura itd. Z drugiej strony rozumne sądy będą się opierać na naszym systemie wartości i zastanowieniu się, jakie racje sprawiają, że to czy tamto jest ważne lub nie. Oba te sposoby na siebie wpływają, korygują się wzajemnie, czasem rywalizują, ale spróbuję scharakteryzować je oddzielnie.
Sądy instynktowne pojawiają się pierwsze, zanim jeszcze nauczymy się rozumować. Gdybym miał w czymś upatrywać ich początek, to w doświadczeniu dziecka, że z jednymi rzeczami związane jest więcej przyjemności lub nieprzyjemności, niż z innymi. Jak się podrze kartkę papieru, to nic się nie dzieje, a jak się podrze banknot, to rodzice się denerwują, więc ten banknot jest ważniejszy niż czysta kartka. Głośny dźwięk słyszany z daleka jest mniej ważny niż ten, który się słyszy z bliska, szczególnie nagły. Powiedzenie wierszyka przy mamie jest mniejszą rzeczą, niż przed klasą. Ważne, żeby się nie spóźniać, bo rodzice mówią, że to niegrzeczne. Wszyscy mówią o inflacji, więc pewnie jest to ważne. Idę na spotkanie prezydentem, więc muszę się ubrać odświętnie. We wszystkich tych przykładach nie potrzebujemy się zastanawiać, żeby uznać coś za ważne lub nie. Można by było ulec złudzeniu, że takie „poważne” rzeczy jak inflacja, czy prezydent nie pasują do tej kategorii, bo te rzeczy są ważne z powodu naszych sztucznych hierarchii, ale nie o to tu chodzi. Te rzeczy nie są dla nas ważne dlatego, że usiedliśmy, pomyśleliśmy co to jest prezydent, jak się ma do różnych rzeczy, które uznajemy za ważne. Po prostu czujemy, że takie są, choćby dlatego, że dla innych ludzi są to ważne sprawy. Oczywiście można czysto rozumowo uznawać, że spotkanie z prezydentem jest czymś ważnym, bo np. uznajemy naszą ojczyznę za coś ważnego, prezydent ją reprezentuje, więc jakby w zastępstwie ojczyzny oddajemy szacunek prezydentowi. Jednak wcale nie musimy się nad tym zastanawiać i pewnie mało kto by roztrząsał takie rzeczy dokładniej przed spotkaniem z prezydentem.
Instynktowny osąd rzeczy bazuje na emocjach i wyobraźni. Jego mocne strony to zdecydowanie szybkość i bezwysiłkowość oceny, Po prostu jednymi rzeczami przejmujemy się bardziej niż innymi. To, że uznanie jakiejś rzeczy za ważną polega właśnie na przejmowaniu się nią sprawia, że w naturalny sposób chcemy dostosować nasze działania do tego osądu. Ten typ osądu całkiem nieźle się sprawdza w zaspokajaniu naszych podstawowych potrzeb. Ma on jednak także poważne ograniczenia. Bazuje na emocjach, a więc na czymś, co łatwo się zmienia w zależności od naszego humoru, pogody, itp. Przez to, jeśli w jednej chwili podjęliśmy się jakiegoś zadania, które uznaliśmy za ważne, może się okazać, że po chwili nasze emocje i cały osąd się zmieni, i stracimy motywację do działania. Problemem opierania się na emocjach może też być egocentryzm oceny (rzeczy, które dotyczą mnie są ważniejsze niż te, które dotyczą ciebie, bo wzbudzają we mnie silniejsze emocje), niespójność, niekonsekwencja i inne błędy.
Z drugiej strony mamy rozumny osąd. Daje nam on zdecydowanie więcej możliwości trafnej oceny różnych rzeczy jako ważne lub nie i wprowadza pewien porządek. Tego rodzaju sądy odwołują się do naszego systemu wartości. Jeśli ten system mamy dobrze przemyślany, to i nasze oceny będą dobrze uzasadnione. Żeby zrozumieć podstawową różnicę, w działaniu tych dwóch sposobów oceny ważności rzeczy, przypomnijmy sobie zdanie, które jest przypisywane Stalinowi. „Jedna śmierć to tragedia, milion śmierci to liczba w statystykach”. Wystarczy się chwilę zastanowić, żeby zauważyć, że my rzeczywiście tak reagujemy. Mocniej trafia do nas wiadomość typu „Stalin zamknął rodzinę w piwnicy, a gdy ich znaleziono, jedno z dzieci zdążyło już umrzeć z głodu”, niż „za rządów Stalina miliony ludzi zmarły z głodu w ZSRR”. Po prostu jesteśmy w stanie wyobrazić sobie pierwszą sytuację, a drugą możemy sobie pomyśleć, ale nie wyobrazić. Warto mieć w pamięci, że więcej można sobie pomyśleć, niż wyobrazić. Niektóre rzeczy są dla nas zbyt abstrakcyjne, żeby zmieściły się w naszej wyobraźni i właśnie tych rzeczy nie będziemy w stanie ocenić instynktownie. Bo instynkt będzie bazował na tym, co umiemy sobie wyobrazić, a rozumny osąd na tym, co możemy sobie przemyśleć. W nasz przykład można porównać do wagi, która ma zakres do 5 kg, na której (w drugim przypadku) próbujemy sami się zważyć. W wyniku dostajemy jakiś błąd na wyświetlaczu, może jakąś losową wartość. Wydaje mi się, że są też rzeczy, które wymykają się naszej wyobraźni w inny sposób, który porównałbym do próby użycia wagi do pomiaru natężenia prądu. Po prostu nie tyle coś, co jest poza skalą, ale co jest jakościowo różne od rzeczy, które potrafimy sobie wyobrazić (np. rzeczy związane z duchowością).
Kolejną rzeczą, w której rozumne sądy mają przewagę jest sytuacja, kiedy jedna rzecz jest istotna nie sama z siebie, ale ze względu na inną rzecz. Na przykład, wiem, że zdrowie jest czymś ważnym. Wiem też, że siedząc często na kolanach mogę sprawić, że będą mnie one bolały. Z tego powodu staje się dla mnie ważne, żeby na nich nie siedzieć. Jeśli więc gdzieś potrzebne jest rozumowanie, to instynkt będzie miał problem, bo na poziomie instynktu my po prostu odczuwamy, że coś jest ważne. Z kolei jeśli rozumnie próbujemy ocenić coś jako istotne lub nie, to bardzo często będzie tak, że jakaś rzecz będzie ważna nie tyle sama w sobie, tylko właśnie jako środek do osiągnięcia ważnego dla nas celu. Może być nawet tak, że jakieś rzeczy na początek po prostu wydają nam się ważne, ale zadajemy sobie pytanie, na jakiej podstawie takie są. Możemy wtedy uznać, że są dla nas ważne same w sobie lub właśnie ze względu na coś innego. W ten sposób nawet wychodząc z instynktownej oceny, możemy zbudować sobie cały system wartości, na podstawie którego będziemy oceniać kolejne rzeczy.
Jak widać rozumny osąd jest bardziej uniwersalny. Potencjalnie pozwala na ocenę i uporządkowanie większej liczby spraw, lub trafniejszą ocenę tych rzeczy, które jesteśmy również w stanie ocenić instynktownie, jednak taka ocena będzie zależała od przyjętej hierarchii wartości. Jeśli będzie ona dobra, to rozumny osąd będzie bardziej trafny, niż instynktowny, ale może być też na odwrót. Z rozumnym osądem wiążą się również pewne trudności, które wydają mi się główną przyczyną tego paradoksu, że tak często lekceważymy ważne rzeczy. Chodzi o to, że tego rodzaju osąd wymaga po prostu pracy i to na trzy sposoby.
Po pierwsze, na początku musimy stworzyć swój system wartości, na podstawie którego będziemy wszystko oceniać. Taki system będzie jakoś ewoluował, będziemy go dopracowywać, ale zanim cokolwiek chcemy sensownie ocenić, to musimy mieć przynajmniej jakieś zaczątki systemu, w ramach którego będziemy mogli się poruszać.
Po drugie, podczas samej oceny musimy po prostu poświęcić chwilę na zastanowienie się, jak ważna jest dla nas jakaś rzecz. Dla instynktu wystarczy, że sobie ją wyobrazimy i zaraz będziemy wiedzieli, czy się nią przejmujemy, czy nie. Jeśli za to chcemy to rozważyć rozumnie, to musimy sobie na spokojnie pomyśleć, np. skąd taka rzecz czerpie wartość (podobnie jak w przykładzie z siedzeniem na kolanach).
Po trzecie, kiedy już dokonamy oceny, to powinniśmy jeszcze dostosować do niej nasze działanie, ale mamy pewien problem. W przypadku osądu instynktownego, ważne jest dla nas to, czym się przejmujemy, a kiedy się czymś przejmujemy, to naturalnie idzie za tym nasze działanie. Niestety osąd rozumny nie jest tak złączony z naszymi emocjami. Kiedy go przeprowadzimy i wyjdzie nam, że jakaś rzecz jest ważna, to nie przełoży się to automatycznie na nasze przejmowanie się tą rzeczą. Będziemy raczej mieli wrażenie, że właśnie skończyliśmy jakieś czysto teoretyczne rozważania, doszliśmy do stwierdzenia, które jest tylko jakimś suchym faktem i nic się nie stanie, jeśli go zignorujemy. Nie dostajemy żadnej automatycznej motywacji, żeby zająć się tą ważną sprawą. Musimy sami się o to postarać, robiąc rzeczy, których nie chce nam się robić, bez poczucia, że robimy coś istotnego (lub nawet z przeciwnym odczuciem).
Wydaje mi się, że to te dwie ostatnie trudności przede wszystkim odpowiadają na to, jak to się dzieje, że nie zajmujemy się należycie ważnymi sprawami. Wydaje się, że rozwiązaniem tego problemu, jest po prostu umiejętność działania pod wpływem rozumnego sądu wbrew lenistwu, czasem w kontrze do emocji, ale to nie jest dobre rozwiązanie na dłużej. Docelowo najlepiej by było ukształtować osąd instynktowny tak, żeby się zgadzał z rozumnym. Wtedy cały ten prąd emocji będzie nas popychał w tą samą stronę, co nasz rozum i tylko od czasu do czasu trzeba będzie iść pod prąd. Nie znam się na tym na tyle, żeby podać jakąś sprawdzoną metodę jak to robić, ale wydaje mi się, że dobrym pomysłem jest po prostu ćwiczyć, po pierwsze poświęcając czas na przeprowadzanie rozumnych osądów (i najlepiej działanie zgodnie z nimi), ale też można spróbować je jakoś wprowadzić do wyobraźni, np. jeśli wrócimy do Stalina, to nie umiem sobie wyobrazić miliona zabitych, ale mogę spróbować z jednym i wyobrazić sobie, że każdy sąsiad, znajomy itd. ma kogoś zmarłego z głodu w rodzinie. Nie dam głowy za te metody, ale wiem po prostu z doświadczenia, że w jakiś sposób rozum oddziałuje na instynkt.
Oczywiście może być też na odwrót. Zdarza się, że to instynkt bierze górę i przyćmiewa rozum. Mam na myśli sytuacje, w których ktoś za główny wyznacznik tego, co jest ważne lub nie uznaje (niekoniecznie świadomie) własne uczucia i nie zamierza się im nigdy przeciwstawiać. Czasem jednak musi wyjaśnić sobie lub komuś dlaczego postępuje tak, a nie inaczej, więc dorabia do tego jakąś teorię. Powstają w ten sposób poglądy, które wyróżniają się niespójnością, nieuporządkowaniem i płytkością myśli. Gdyby głębiej podrążyć, okażą się wewnętrznie sprzeczne, jak emocje w różnych momentach, bo nie były nigdy budowane jako pełny system według którego mamy postępować, ale jako racjonalizacja postępowania na podstawie własnej wygody, a nie zastanowienia.
Kończąc już wątek tego podziału na sądy instynktowne i rozumne, chciałbym się jeszcze odnieść do tego, jak to się ma do wiary.** Dostarcza nam ona nowego spojrzenia na świat i wymaga dostosowania do niej naszej hierarchii wartości. Jednak sprawy duchowe choć bardzo ważne, często wymykają się naszemu instynktowi, bo nie mieszczą się w wyobraźni. Trudno nam uświadomić sobie, jak ważne rzeczy dzieją się podczas eucharystii, jak straszną rzeczą jest grzech, czy dlaczego to takie istotne, żeby być ochrzczonym. Wiąże się to również z tym, że najważniejsze rzeczy towarzyszą nam na co dzień, a mało rzeczy tak osłabia nasze emocje, jak przyzwyczajenie i rutyna. Z tego powodu w sprawach wiary instynkt będzie nas często zawodził i będziemy musieli polegać na osądzie rozumu.
Przejdźmy teraz do drugiego podziału. Chodzi o to, że możemy stwierdzić, że coś po prostu jest ważne lub nie, ale też możemy też chcieć porównać dwie różne rzeczy. W praktyce często właśnie będziemy chcieli stwierdzić, co jest ważniejsze, na co powinniśmy położyć większy nacisk, a nie tylko stwierdzić, że to jest ważne, tamto też, a coś innego niekoniecznie. Co do tego podziału, to chciałbym zwrócić uwagę tylko na jedną rzecz. Jeśli mamy jedynie określić, czy A jest ważniejsze od B, to nie musimy zastanawiać się, czy obie te rzeczy są ważne, czy nie. Często jest to po prostu ułatwienie, ale może się zdarzyć, że wprowadzi to pewien zamęt. W najprostszej wersji chodzi mi o to, że można błędnie przyjąć, że skoro A jest ważniejsze od B, to znaczy, że A jest ważne, a B nieważne. To jest oczywiście błąd, bo obie te rzeczy mogą być istotne lub nieistotne, a jedynie A jest ważniejsze od B. Tego rodzaju błąd prowadzi do zaniedbania B. Na przykład ktoś może pomyśleć, że ważniejsze jest to, jakim jest człowiekiem, a nie to, jak wygląda i zupełnie zaniedbać swój wygląd.
Ten sam problem może pojawić się w bardziej zniuansowanej postaci. Wyobraźmy sobie, że ktoś nie do końca uświadamia sobie wagę rzeczy które porównuje (np. jedna z rzeczy spowszedniała i bez zastanowienia nie uznamy jej za ważną) albo w ogóle dwie osoby o różnych poglądach porównują jakieś rzeczy. Wyobraźmy sobie, że ktoś powie „jeden człowiek jest wart więcej, niż wszystkie zwierzęta świata”. To zdanie powinno uświadamiać, jak cenny jest każdy człowiek, ale może też podziałać przeciwnie. Jeśli ktoś nie postrzega ludzi, jako tak ważnych, to zrozumie to zdanie, jakby oznaczało „zwierzęta są nieważne”. Jeśli powiedzieć to osobie, która dodatkowo bardzo lubi zwierzęta, to można wręcz doprowadzić do kłótni. Podobne niezrozumienie może pojawić się w rozmowie wierzących z niewierzącymi. Część wartości podzielają obie te grupy, ale te, które wynikają z wiary, nie są ważne dla niewierzących. W ten sposób, kiedy popatrzymy na przykład na męczeństwo św. Perpetuy, która nie chciała złożyć ofiary pogańskim bóstwom i wybrała śmierć, choć miała synka, którego dopiero w trakcie uwięzienia odstawiła od piersi i ojca, który nie mógł znieść jej decyzji. Z punktu widzenia wiary, opis jej męczeństwa może nam pomóc w uświadomieniu sobie, jak wielkie rzeczy czekają zbawionych, skoro Perpetua przedłożyła je ponad miłość do dziecka i ojca. Ktoś spoza kościoła, kto nie uznaje wartości męczeństwa, mógłby wyciągnąć wniosek, że Kościół umniejsza wartość więzi rodzinnych. Można by było podać więcej przykładów, ale one będą się pojawiać w kolejnych tekstach, a na teraz już wystarczy.
*Kiedy próbowałem ubrać w słowa ten podział okazało się, że prawdopodobnie zapożyczyłem go od św. Tomasza z Akwinu. Bardzo przypomina mi on różnicę między instynktem a intelektem lub uczuciami a wolą w jego obrazie człowieka.
**Polecam również rozdział o wierze z książki „Chrześcijaństwo po prostu” C. S. Lewisa.