Często w sprawach bardziej lub mniej istotnych stajemy przed jakimś wyborem i zastanawiamy się, co powinniśmy zrobić. Chcielibyśmy dokonać dobrego wyboru, ale nie jesteśmy w stanie ocenić, co jest takim wyborem. Często mamy wtedy odruch pytania się Boga o to, jaka jest jego wola i prosimy o jakiś znak. Nie jest to jedynie chrześcijański odruch. Starożytny Izrael posiadał święte losy Urim i Tummim. Przede wszystkim jednak wszelkiego rodzaju wróżby i wyrocznie były szeroko spotykane wśród pogan, a z kolei w Izraelu i potem wśród chrześcijan takie praktyki były zakazane. Jak więc można odróżnić znaki od Boga, od przysłowiowego wróżenia z fusów?
Mąż głupi miewa czcze i zwodnicze nadzieje,
a marzenia senne uskrzydlają bezrozumnych.
Podobny do chwytającego cień i goniącego wiatr
jest ten, kto się opiera na marzeniach sennych.
Marzenia senne podobne są do obrazów w zwierciadle,
naprzeciw oblicza – odbicie oblicza.
Co można oczyścić rzeczą nieczystą?
Z kłamstwa jakaż może wyjść prawda?
Wróżbiarstwo, przepowiednie z lotu ptaków i marzenia senne są bez wartości,
jak urojenia, które tworzy serce rodzącej.
Poza wypadkiem, gdy Najwyższy przysyła je jako nawiedzenie,
nie przykładaj do nich serca!
Marzenia senne bardzo wielu w błąd wprowadziły,
którzy zawierzywszy im upadli.
Prawo wypełni się bez kłamstwa,
a mądrość jest wypełnieniem tego, co mówią usta godne zaufania.
Syr 34, 1-8
Księga Syracha stanowczo krytykuje kierowanie się snami i wróżbami, zamiast prawa i mądrości, poza wypadkiem, kiedy Bóg chce coś przez nie objawić. Może się to wydawać mało pomocne, bo jeśli ktoś bardzo by chciał dostać jakąś wskazówkę od Boga i coś mu się przyśni, to może to uznać właśnie za Boże natchnienie. Jak więc można to rozróżnić?
Myślę, że pierwszą wskazówką jest to, czy dany znak lub sen mający pochodzić od Boga jest czytelny. Kiedyś na jednym kazaniu ksiądz zauważył, że sny, które zsyła Bóg są albo niezwykle czytelne same w sobie (np. Bóg lub anioł po prostu coś mówi, np. Rdz 28, 12-15 lub Mt 1, 20-23), albo Bóg wysyła przy okazji kogoś, kto taki sen wyjaśnia (np. Józef Egipski czy prorok Daniel). Wydaje mi się, że jest to bardzo trafna obserwacja. Jeśli już Bóg chciałby nam przekazać jakąś wiadomość, to czemu miałby to robić w jakiś mętny sposób pozostawiający miejsce na różne interpretacje?
Poza tym, we wszystkich tych przypadkach wiadomo było, że wiadomość pochodzi od Boga. Jeśli nawet człowiek sam nie jest w stanie od razu tego stwierdzić, to albo mówiący sam się przedstawiał (np. Dz 9, 4-6), albo ktoś inny go uświadamiał (np. 1 Sm 3, 8). Czasem Bóg lub jego wysłannik może z jakiegoś powodu nie dawać się poznać, jak archanioł Rafał w księdze Tobiasza, czy zmartwychwstały Jezus, ale zazwyczaj po jakimś czasie tajemnica zostaje wyjawiona.
Jeśli więc interpretujemy potencjalny znak od Boga, ale nie mamy przeświadczenia, że rzeczywiście działał w tym Bóg lub nie wiemy co ten znak oznacza, to prawdopodobnie to wcale nie był znak i nie powinniśmy przywiązywać do niego wagi. Nie oznacza to, że jeśli nawet oba warunki są spełnione, to powinniśmy automatycznie kierować się taką wskazówką uznając ją za wolę Bożą. Kolejnym kryterium, niezwykle ważnym i bardziej obiektywnym niż dwa poprzednie, jest to, czy taki znak nas prowadzi do dobrego, czy do złego. Bóg nie będzie nas skłaniał do łamania przykazań, swojego własnego prawa. Nie będzie nas kierował ku nieposłuszeństwu tym, którym jesteśmy winni posłuszeństwo, do porzucania swoich sprawiedliwych zobowiązań, złamania przysięgi (np. małżeńskiej, ślubów zakonnych). Możemy być przekonani, że Bóg nas do czegoś natchnął, ale jeśli to jest coś złego, to na pewno się mylimy. Dzięki temu, że dobro i zło jest czymś niezależnym od naszych wewnętrznych odczuć, możemy mówić, że to kryterium jest obiektywne. Pamiętajmy, że nawet gdybyśmy mieli objawienie, to może być ono fałszywe*.
Dlaczego jednak tak bardzo zależy nam na tym, żeby takie znaki otrzymać? Może być tak, że szczerze chcemy robić to, czego chce Bóg, ale w różnych sytuacjach nie wiemy, czego On chce? Może po prostu chcemy robić to, co jest jak najlepsze, ale znowu, nie wiemy co to jest? Może chcemy się upewnić, że to, co wybraliśmy jest właściwe? A może boimy się wybierać, nasza wolność nas paraliżuje i chcemy, żeby to ktoś inny za nas zdecydował? Modlimy się o jakiś znak, ale czego tak naprawdę oczekujemy?
Kiedy zastanawiałem się, czy założyć stronę i zacząć pisać też modliłem się o jakiś znak. Widywałem wtedy charakterystyczne komentarze pod niektórymi filmami na Youtube, w które była wklejona długa lista zarzutów do nauczania Kościoła, które wydawały mi się stosunkowo proste do wyjaśnienia. Pomyślałem więc, że jeśli jeszcze raz zobaczę taki komentarz, to zacznę pisać. To miał być mój znak. Kilka dni później, stwierdziłem, że nie ma sensu czekać, otworzyłem jakiś stary film i znalazłem taki komentarz. Czy to znaczy, że oszukiwałem?
Myśl o tym, że z moim „znakiem” jest coś nie w porządku bierze się stąd, że w pewnym sensie ja sam sobie go dałem, a nie Bóg. Ale to przeciwstawienie jest błędne. To, że ja coś robię, nie oznacza, że Bóg tego nie robi (co jest moim zdaniem bardzo ważne i szerzej opisuję to tutaj). Nawet nie chodzi o to, że mógł sprawić, żebym nie znalazł tych komentarzy. To przecież on sprawił, że w ogóle pomyślałem, żeby ich szukać, czy w ogóle pisać. On sprawił, że zainteresowałem się teologią i że chcę się dowiadywać nowych rzeczy i pisać o tym, czego się dowiedziałem i co przemyślałem. Wydaje mi się, że często chcemy od Boga podpowiedzi w chwili decyzji zapominając, że jego podpowiedzią jest w zasadzie całe nasze życie. Chcemy Jego interwencji w trudnej chwili, tak jakby Jego Opatrzność nie czuwała nad nami cały czas.
Kiedy z perspektywy czasu popatrzę na różne wydarzenia z mojego życia, mogę zobaczyć jak dobrze Bóg mnie prowadził. Musiałem po drodze podjąć wiele różnych decyzji, nad którymi On czuwał, ale tylko kilka razy w całym życiu zdarzyły mi się sytuacje, które uznaję za takie prawdziwe znaki, w których Bóg powiedział mi co robić i to wcale nie w takich sytuacjach, kiedy chciałem wybrać coś innego, ale On mnie naprostował. Przeciwnie, za każdym razem było to utwierdzenie lub przynaglenie do czegoś, do czego się skłaniałem, ale jeszcze miałem wątpliwości. Poza tymi kryteriami, o których już pisałem, te wydarzenia miały pewne cechy wspólne. Po pierwsze, inicjatywa wychodziła od Boga (a nie tak, jak w przypadku szukania komentarza, gdy sam wymyśliłem sobie „test”). Po drugie, byłem już gotowy, żeby zrobić to, do czego byłem przynaglony i nie było to wbrew mojej woli. Po trzecie, zyskiwałem spokój, bo moje wątpliwości się uspokajały.
Myślę, że szczególnie drugi punkt jest czymś, co można by było uznać za regułę. Właśnie dlatego, że Bóg czuwa nad nami przez całe nasze życie, to może nas przygotować na to, czego od nas wymaga tak, żebyśmy byli w stanie spełnić zadanie, które nam powierzył. Sam w końcu nas zna i wie na co nas stać oraz kiedy jesteśmy na coś gotowi, a kiedy nie. Sam w końcu sprawia naszą gotowość. Poza tym, o czym już niejednokrotnie słyszałem, ale i sam mogę potwierdzić, chociaż potrafimy na różnych poziomach chcieć różnych rzeczy w tej samej sprawie, tak że czasem sami nie wiemy czego chcemy, to jednak na najgłębszym poziomie my naprawdę chcemy tego, czego chce Bóg. Przywiązanie do różnych przyjemności czy wręcz do grzechu może wprowadzać zamieszanie w naszą wolę, ale jeśli robimy to, czego chce Bóg, to nie mamy wrażenia, że robimy coś wbrew naszej woli.
Czasem możemy się bać, że jeśli Bóg rzeczywiście da nam znak, to nagle będziemy musieli zmienić nasze plany. Spróbujmy się postawić na miejscu Samuela, gdy Bóg polecił mu zrobić z Saula króla Izraela (1 Sm 9-10). Namaścił na króla Saula, którego wskazał mu Bóg. Mimo to, kazał zgromadzić się całemu ludowi i (prawdopodobnie dlatego, żeby ludzie uznali Saula) zaczął losować osobę, która ma zostać królem. Los padł oczywiście na Saula, ale spróbujmy sobie wyobrazić ile wiary musiał mieć Samuel, żeby przeprowadzić to losowanie, skoro Saul już był przez niego namaszczony. My też możemy chcieć z jednej strony potwierdzenia naszych decyzji, ale z drugiej strony możemy się obawiać informacji, że nasza decyzja jest zła (np. Jr 42, 1 – 43, 7). Uciszenie wątpliwości, o którym pisałem, pojawia się dopiero po tym, jak zdecydujemy się zaufać Bogu. Wcześniej możemy panikować.
Inną rzeczą, której się czasem obawiamy, jest to, że możemy przegapić jakiś znak od Boga. Chcemy podjąć jakąś decyzję, prosimy o znak, ale nie otrzymujemy tego, czego byśmy chcieli, więc zwlekamy z decyzją dając Bogu szansę na zadziałanie, lub doszukujemy się znaków w czymkolwiek. Często można usłyszeć, że Bóg mówi szeptem, w ciszy i trzeba się wsłuchać, żeby go usłyszeć. Jest to prawda szczególnie pod tym względem, że możemy łatwo przegapić Jego głos, jeśli np. jesteśmy pochłonięci swoimi sprawami, przywiązani zbyt mocno do ziemskich przyjemności lub do grzechu. Z drugiej strony, nie możemy zapominać, że Bóg jednak jest wszechmocny i jeśli chce nas o czymś poinformować, to potrafi to zrobić tak, żeby do nas dotarło. W niczym nie przypomina On urzędnika, który chce (np. pod wpływem łapówki) przeforsować jakiś projekt, któremu większość ludzi jest przeciwna, więc zmuszony obowiązkiem informuje o tym projekcie wywieszając jakąś kartkę w urzędzie w takim miejscu, w którym nikt jej nie przeczyta. Kiedy projekt wejdzie w fazę realizacji będzie przekonywał, że już za późno na protesty, bo termin opiniowania projektu już minął i trzeba było działać wcześniej, bo przecież on o wszystkim informował. Naprawdę dziwnie o Bogu myśli ktoś, komu się wydaje, że daje On nam jakieś polecenia, ale w taki sposób, że w praktyce ciężko je zauważyć, a potem nas będzie rozliczał z ich wypełnienia i winił, jeśli je przegapimy.
Na koniec jednak, skoro wychodzi na to, że znaki są czymś rzadkim, to warto wspomnieć coś o tym, jak sobie bez nich radzić. Najprościej chyba powtórzyć za św. Augustynem „kochaj i rób co chcesz”. Im bardziej kochamy Boga i im bliżej Niego jesteśmy, tym bardziej nasza wola upodabnia się do Jego woli i robiąc to, co chcemy, robimy to, czego On chce. Chcesz pełnić wolę Boga? Zerwij ze swoimi grzechami, módl się do Niego, przyjmuj często sakramenty, zadbaj o czas dla Boga i o rozwój swojej wiary stosownie do swojej sytuacji życiowej. Przecież nie musimy mieć specjalnego objawienia, żeby wiedzieć, że tego wszystkiego Bóg chce. Jeśli za to przyjdzie nam podjąć jakąś decyzję, to warto pomodlić się w tej sprawie, a potem po prostu się zastanowić (w końcu to Bóg dał nam rozum) i wybrać to, co chcemy, wierząc, że nawet jeśli nie dostaniemy osobnych instrukcji, to Bóg czuwa nad nami nie tylko w momencie decyzji, ale wcześnie przygotowuje nas do niej, a potem będzie nas wspierał na obranej drodze. Jest to oczywiście trudne, kiedy jesteśmy miotani wątpliwościami, ale właśnie wtedy potrzebujemy uwierzyć i zaufać, że Bóg po cichu kieruje nas w dobrą stronę, co zauważymy być może dopiero po latach.
* Chrystus, gdy objawiał się św. siostrze Faustynie i dawał jej jakieś zadanie, kazał jej jednocześnie pytać o zgodę spowiednika i przełożonych i słuchać ich nawet wtedy, gdy się nie zgadzają. Tłumaczył jej też, że jej posłuszeństwo jest więcej warte niż to, co mogłaby zrobić, gdyby jej pozwolono.