sea, nature, osaka port-6778321.jpg

W Internecie i innych mediach można natknąć się na wiele różnych treści dotyczących wiary, które często są ze sobą sprzeczne. Łatwo się w tym wszystkim pogubić. Czasem w gąszczu informacji może się pojawić pytanie o to, kogo właściwie mamy słuchać? I czy w ogóle musimy kogoś traktować jako autorytet w sprawie wiary? Przecież każdy ma dostęp do Pisma Świętego, własny rozum, własne doświadczenie. Chciałbym spróbować pokazać kogo powinniśmy słuchać w Kościele, ale najpierw trzeba zacząć od tego, dlaczego ktoś wierzący w Chrystusa powinien w ogóle słuchać Kościoła. Od razu jednak zaznaczam, że chodzi mi o ewentualny dylemat „co mówi Kościół vs. co sam rozeznaję”, który może dotyczyć np. katolików w Polsce takich jak ja, a nie o wybór między Kościołem a innymi wyznaniami czy religiami (na co może kiedyś przyjdzie czas).

Kiedy ktoś natrafia na coś takiego, co wydaje mu się dziwne, nieprzystające do realiów dzisiejszego świata, czy po prostu niewłaściwe w nauczaniu Kościoła, to nie wydaje się czymś szczególnie niezwykłym, że zaczyna to kwestionować. A jednak jeśli ktoś nie myśli o porzuceniu wiary katolickiej, to co najmniej z trzech zdroworozsądkowych powodów powinien w razie wątpliwości w wierze* bardziej polegać na nauczaniu Kościoła, niż własnym rozeznaniu i interpretacji Biblii.

Po pierwsze, powinniśmy pamiętać, że w większości przypadków po prostu brakuje nam odpowiedniego wykształcenia. Kiedy sięgamy po tekst Ewangelii, nie czytamy jej w oryginale, nie znamy ówczesnej sytuacji społecznej, specyfiki języka, powiedzeń, możliwych aluzji i odniesień. To są rzeczy, które mogą czasem drastycznie zmienić rozumienie tekstu. Kościół za to korzysta z wiedzy odpowiednio wykształconych ludzi. Podobnie ma się sprawa z teologią i moralnością. My sami nie zawsze jesteśmy w stanie wszystko osobiście przemyśleć i zrozumieć. Ile czasu zajęłoby nam samodzielne opracowanie systemu moralnego jak choćby ten, który opisywałem? Czy w ogóle potrafilibyśmy zrobić w pojedynkę coś równie dobrego? Nauczanie Kościoła natomiast bazuje na ludziach, którzy często całe życie rozmyślali na takie tematy, których nauka miała czas być ponownie przemyślana i ewentualnie poprawiona przez kolejne pokolenia. Możemy nie rozumieć dlaczego Kościół np. zabrania eutanazji, ale powinniśmy pamiętać, że w momencie, kiedy my się zastanawiamy, czy ten zakaz jest sensowny, stanowisko Kościoła zostało już przemyślane i dopracowane przez wielu mądrych ludzi, więc można po prostu im zaufać i dopiero później starać się zrozumieć dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dobrze jest samemu starać się zrozumieć argumentację Kościoła, tak jak ktoś uczący się matematyki ćwiczy ucząc się dowodzić różne już udowodnione twierdzenia, jednak szaleństwem byłoby udowadnianie za każdym razem (lub nawet każdorazowa próba zrozumienia gotowego dowodu) potrzebnego w danej chwili twierdzenia, zamiast korzystania z całego dziedzictwa wielkich matematyków. Tak w matematyce jak i w wierze, nie tylko nie zdążylibyśmy wszystkiego przemyśleć w ciągu naszego życia, ale też niektóre problemy mogą być dla nas za trudne (choć ktoś mądrzejszy mógł je rozwiązać) lub możemy trafić na jakieś wciąż otwarte pytanie.

Po drugie, istotnie niekonsekwentna jest taka postawa, w której do pewnego momentu przyjmujemy naukę Kościoła, ale odrzucamy ją w innych miejscach. Pewnego rodzaju wybiórczość w uznawaniu kościelnego nauczania. Tak jakby dziecko, które dopiero zaczęło uczyć się fizyki usłyszało, że nauczyciel jako ciekawostkę opowiada o elektronach, które podróżują wieloma drogami jednocześnie, czy o niemożliwości jednoczesnego i dokładnego określenia położenia i pędu danej cząstki, po czym uznało te opowieści za bzdury, bo nie dość, że fizyka (na tym poziomie, na którym to dziecko ją zna) na to nie pozwala, to jeszcze takie fenomeny są bardzo nieintuicyjne. Mimo wszystko powinno uznać, że ten sam nauczyciel, który uczył go podstaw fizyki do tej pory wie coś więcej i należy mu zaufać nie tylko w tym, co brzmi rozsądnie, jak i w tym, co wydaje się dziwne. W przeciwnym wypadku, jeśli nauczyciel się myli, to dlaczego ktoś miałby mu wierzyć również w tych prostszych zagadnieniach? Warto przy tym zauważyć, że nauczyciel nie może wyjaśnić uczniom tych dziwnych zjawisk, bo musiałby ich nauczyć co najmniej podstaw mechaniki kwantowej, a do tego z kolei potrzeba mocno podszkolić się z matematyki i fizyki, do czego większość ludzi nie dochodzi.

O jakich konkretnie niekonsekwencjach mówię? Na przykład ktoś wierzy w niebo, czyściec, ale już nie w naukę Kościoła o piekle. A przecież o niebie dowiaduje się właśnie od Kościoła. Może nie wieży, że dobry Bóg mógłby pozwolić na istnienie piekła? Ale to od Kościoła usłyszał, jaki jest Bóg. Stawia swoją interpretację Ewangelii ponad tym, jak odczytuje ją Kościół, który ją spisał. Co więcej, sama Biblia mówi o tym, że nie należy jej interpretować po swojemu, ale potrzeba kogoś, kto ją wyjaśni.

To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia.
2 P 1, 20

Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza: «Czy rozumiesz, co czytasz?» – zapytał. A tamten odpowiedział: «Jakżeż mogę [rozumieć], jeśli mi nikt nie wyjaśni?»
Dz 8, 30-31

Wierzy Kościołowi, że kapłaństwo jest wartościowe, ale nie wierzy mu, gdy mówi, że nie nie można wyświęcić kobiet. Jeśli usuniemy z mechaniki kwantowej jej nieintuicyjne przewidywania, to teoria, która pozostanie będzie po prostu niespójna i błędna. Podobnie nie ma sensu przyjmowanie jedynie części nauki Kościoła, bo stanowi ona pewną całość, która traktowana fragmentarycznie po prostu traci sens.

Po trzecie, Kościół jest wiarygodny ze względu na swoją ciągłość. Z tych trzech argumentów ten wydaje mi się o tyle ważny, że bez niego pozostałe dwa nie są zbyt przekonujące. Dzisiejsze nauczanie Kościoła to nie jest tworzone po prostu przez odpowiednio wykształconych ludzi. Opiera się na wszystkim tym, czego nauczał Kościół wcześniej. Nie chodzi o to, że jest absolutnie niezmienne, ale właśnie jego ciągłość musi być zachowana, a to oznacza, że jeśli nie zgadzamy się w jakiejś rzeczy z naszymi poprzednikami, to musimy w jakiś sposób uwzględnić ich argumentację tak, żeby oni sami mogli się z nami zgodzić po zapoznaniu się z nimi. Oczywiście nie chodzi tutaj o zmianę tego, co bezpośrednio objawił Bóg, ale raczej o nasze wnioski z tego objawienia. Św. Tomasz z Akwinu twierdził, że Maryja nie może być zachowana od grzechu pierworodnego, bo wtedy nie potrzebowałaby zbawienia od Chrystusa. Późniejszy dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi stwierdza, że została zachowana od grzechu pierworodnego właśnie mocą przewidzianych zasług Chrystusa. Tego rodzaju ciągłość uwiarygadnia nauczanie Kościoła. Dzisiejsi nauczyciele wiary sami uczyli się jej od swoich poprzedników, a oni z kolei od swoich i tak aż do czasów Jezusa i apostołów. Dzięki tej właśnie Tradycji, to właśnie Kościół ma autorytet w odczytywaniu Ewangelii, bo to ta Tradycja zawiera nauczanie tych, którzy ją spisywali łącznie z tym, co nie zmieściło się na kartach Pisma Świętego, a co przekazali swoim uczniom o Chrystusie. Czymś, co nas zapewnia o tej ciągłości jest nieprzerwana sukcesja apostolska. Każdy biskup został wyświęcony przez innych biskupów i takie ich „rodowody” są znane aż do samych apostołów. Właśnie dzięki tej sukcesji apostolskiej wiemy, że jesteśmy tym samym Kościołem, co wspólnota, którą dwa tysiące lat temu założył Chrystus.

Powyższe argumenty mają tę wadę, że co prawda uprawdopodabniają, że Kościół ma największe szanse na głoszenie autentycznej nauki o sprawach Bożych, ale nie dają pewności, że po prostu wszyscy nie jesteśmy w błędzie. Tutaj przekonać nas może jedynie wiara w obietnice samego Jezusa w to, że nas nie opuści. Przecież gdyby pozwolił na to, że Kościół, który sam założył, odejdzie od prawdy, to jak ktokolwiek miałby się połapać, u kogo tej prawdy szukać? Przecież jest tyle ludzi i różnej wielkości grup, które mówią, że ją znają. Czy Bóg, który chce zbawienia wszystkich ludzi miałby ukryć swoją naukę w jednej z takich grup, których większość ludzi nie ma powodu uznawać za bardziej wiarygodną niż inne, zamiast w Kościele, który ciągle trwa i o którym musiał coś usłyszeć praktycznie każdy człowiek na świecie? Być może Bóg miałby jakiś cel w takim ukryciu, którego ja nie rozumiem, jednak jego własne słowa zdają się temu przeczyć. Jezus sam powiedział, że założy swój Kościół na skale, którą jest św. Piotr.

Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».
Mt 16, 18-19

Podobnie wśród pierwszych chrześcijan panowało przekonanie, że Kościół jest zbudowany na fundamencie apostołów. Mówi o tym św. Paweł oraz opis niebieskiego Jeruzalem z Apokalipsy:

A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus.
Ef 2, 19-20

A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu,
a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka.

Ap 21, 14

Jezus związał zbawienie z posłuszeństwem słowu apostołów i zapewnił, że będzie z nami do końca świata:

I rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.
Mk 16, 15-16

Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata».
Mt 28, 19-20

Gdyby ktoś chciał jednak pozostać jedynie przy nauce spisanej w Nowym Testamencie, to nie dojdzie do całej prawdy. Chrystus zapowiedział nawet to, że Kościół stopniowo będzie ją odkrywał dzięki Duchowi Świętemu:

Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe.
J 16, 12-13

To właśnie Duch Święty przeprowadził Kościół bezpiecznie przez czasy, kiedy mnożyły się herezje, gdy większość biskupów była bliżej arianizmu niż nauki o Trójcy Świętej, gdy urząd papieski był traktowany jako prywatne dobro bogatych rodów Rzymskich.

Myślę, że najważniejszym (choć wymagającym przemyślenia) uzasadnieniem autorytetu Kościoła jest to, że Chrystus utożsamia się z Kościołem. Najlepiej wie o tym św. Paweł, który gdy jeszcze prześladował Kościół, usłyszał:

A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» – powiedział. A On: «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić».
Dz 9, 4-6

Sam św. Paweł często przedstawiał Kościół jako Ciało Chrystusa. Wiąże się to również z innym obrazem będącym pierwowzorem małżeństwa**, czyli właśnie relacji Chrystusa i Kościoła. W pewnym sensie nie są to dwa różne obrazy, ale jeden, bo w końcu mąż i żona są jednym ciałem.

Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!
Ef 5, 21-33

Z tego powodu Kościół razem z Chrystusem jest nazywany „całym Chrystusem”. Św. Augustyn cytowany w Katechizmie Kościoła Katolickiego mówi:

Oto cały Chrystus, Głowa i Ciało, jeden utworzony z wielu… Czy mówi Głowa, czy mówią członki — zawsze mówi Chrystus. Mówi jako pełniący rolę Głowy (ex persona capitis) lub jako pełniący rolę ciała (ex persona corporis), zgodnie z tym, co jest napisane: „Będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5, 31-32). Sam Pan powiedział w Ewangelii: „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19, 6). Jak zobaczyliście, nie ma dwóch różnych osób, ale stanowią jedno w więzi małżeńskiej… Jako Głowa nazywany jest „Oblubieńcem”, jako Ciało jest nazywany „Oblubienicą”.
KKK 796, Św. Augustyn, Enarratio in Psalmos, 74, 4.

Z tego względu nie ma sensu mówić „Chrystus tak, Kościół nie”. Czy można przyjąć Oblubieńca, a odrzucić Oblubienicę? Nie ma sensu się zastanawiać, co by nam powiedział Jezus, gdyby dzisiaj był cieleśnie obecny na świecie, bo właśnie jest tu obecny swoim Ciałem. Powiedziałby nam to samo, co mówi Kościół. Może ktoś myśli teraz, że tego czy tamtego człowieka to na pewno by zganił. Może tak, może nie, ale nawet gdyby cała hierarchia kościelna byłaby godna potępienia, to wiemy doskonale co Chrystus miałby do powiedzenia nam:

«Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.»
Mt 23, 2-3

To jest właśnie odpowiedź dla nas, gdy zobaczymy grzech po stronie tych, którzy są naszymi pasterzami i kiedy mamy z tego powodu pokusę odejścia z tej instytucji, która wydaje nam się tak zepsuta. To jest też sposób w jaki okazujemy im miłosierdzie, bo czymś strasznym byłoby dowiedzieć się w dniu sądu, że ktoś widząc nasze grzechy odpadł od Kościoła i być może poszedł na zatracenie.

* Oczywiście w takiej sytuacji powinniśmy postarać się dowiedzieć więcej, żeby zrozumieć dlaczego Kościół twierdzi tak, a nie inaczej, a nie zostawiać tych wątpliwości jakby zamrożonych, choć może być i tak, że nie wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć i gdzieś będziemy musieli się zdobyć na wiarę i zaufanie. Wątpliwości nie są niczym złym, ale powinniśmy dążyć do jakiegoś ich rozwiązania. Jeżeli jednak konsekwentnie nie przyjmujemy nauczania Kościoła w jakiejś sprawie, to dlaczego przyjmujemy w innych?

** A nie na odwrót, chociaż ludzie się żenili jeszcze przed powstaniem Kościoła, co wyjaśniam tutaj.

Subscribe
Powiadom o
guest


This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
trackback
1 rok temu

[…] widzenia. Rozwiązanie tego problemu jest stosunkowo proste i częściowo napisałem już o tym ostatnio. Nauczanie w kościele jest przede wszystkim zadaniem biskupów na czele z papieżem, a więc […]